Zacznę bez zbędnych wstępów i górnolotnych fraz. W trakcie 8 tygodniowego wyzwania łączną utrata wagi wyniosła 9,8kg od dnia pomiaru 22.05 [91kg] do 13.07 [81,2kg]
Jak to się stao?
Tydzień 1-5
Treningi
Trzymając się zaleceń wyzwania, do normalnej aktywności, którą już miałem dodałem 3x w tygodniu po 45′ wybranej formy Cardio. Mój tydzień wyglądał więc mniej więcej tak:
Trening siłowy + kondycyjny 3x
Trening wspinaczkowy 1-2x
Cardio 3x
O ile na rowerze jeżdżę przez cały rok, to powrót do pływania, a w szczególności na basenie AWFu był dla mnie jak oglądanie “Króla Lwa” w 1996 i przywołało to fajne wspomnienia. Odkurzyłem rolki, buty do biegania i starałem się urozmaicać to jak najbardziej, tak aby zachować czystą głowę, a sam proces sprawiał mi dużo przyjemności (na męczarnię jeszcze przyjdzie czas). Dwukrotnie zastąpiłem sesję cardio długimi wycieczkami rowerowymi (4+h) z przyjaciółmi, dookoła Poznania i w okolice Międzyrzecza a w trakcie festiwalu wspinaczkowego na jurze krakowsko-częstochowskiej odbyłem długi górzysty spacer.
Dieta
Zmian, które wprowadziłem w odżywianiu nie mogę uznać za drastyczne. Skontrolowałem jeszcze raz ile jem i właściwie pozbyłem się tylko jednego dużego posiłku (-500kcal) zmniejszyłem porcję płatków owsianych o połowę i zrezygnowałem całkowicie ze słodyczy i przekąsek w tym okresie – oznaczało to zakaz popcornu z masłem, który uwielbiam, ale niestety, coś za coś. Przy mojej aktywności kaloryczność ustawiona na ~2500kcal pozwoliła mi w spokojnym tempie zjeżdżać z tłuszczu.
Plan i konsekwencja
Za każdym razem gdy podsumowuję jakiś projekt, uświadamiam sobie, jak bardzo motywuje mnie “odkreślanie” zadań z listy. Tak działam. Akcja powoduje akcję a umieszczenie planu działania na widoku sprawia, że gdy nie mam ochoty czegoś, robić czuję się winny. Plan wykonałem na 100% (może nawet na więcej, gdy dokręcałem sobie kurek w ostatnich tygodniach) właśnie dzięki skreślanemu plakatowi. Przy najbliższym wyzwaniu zrobię dokładnie tak samo.
Robi się ciekawie
Tydzień 6-8
Waga leci na łeb, 1300kcal, brak mocy
Maksymalne rezultaty, wymagają maksymalnych poświęceń i tyle, niczego nie dostaje się za darmo a skoro siedziałem w tym szambie od 5 tygodni to postanowiłem dorzucić coś ekstra. Na początku wyzwania obniżyłem kalorie z ~3200 na ~2500kcal i szło super, więc ucięcie kolejnych 50% wydało się dobrym pomysłem (przygotowałem na to specjalny plan i wcale nie jest to dieta Calisty Flockhart na 0 kalorii).
Zamieniam się w krowę
Całe założenie opierało się na mocnym ograniczeniu węglowodanów i przesunięciu ich do okolic treningowych. Reszta posiłków skomponowana była z sałaty, zielonych warzyw i porcji białka (~30g na posiłek), oraz jednego stałego “normalnego” posiłku w porze obiadowej, którego kaloryczność również oscylowała przy ~500kcal. Mały powrót do wykresu i widzimy co się dzieje, waga leci jak grubasek na linie.
Przez następne 2 tygodnie wszystko jest tak, jak być powinno, czyli: mniej energii na treningach, kilogramy wydają się cięższe niż zazwyczaj, ale to normalne, przecież powoli umieram. Jest spoko. Co było również bardzo zauważalne to szybkość z jaką się budziłem. Śpiąc tyle co zawsze, każdego dnia wychodziłem z łóżka bardziej wypoczęty i gotowy do działania, niejednokrotnie budziłem się przed budzikiem, natomiast kawa od rana zaczęła mnie odrzucać.
Tydzień 8 – Hell’s Week
W tym momencie czułem się. gdybym wychodził z bardzo długiej jaskini, widział światło jest wylotu, ale wiem, że wcześniej muszę się jeszcze wspiąć po pionowej ścianie i wykonać ostatni wysiłek. Pierwszy trening siłowy to była porażka, kofeina nie pomogła, ciało może by dało radę, ale głowa zdecydowanie mówiła nie. W tym finalnym tygodniu zrezygnowałem praktycznie całkowicie z węglowodanów i posiłków stałych, całkowita kaloryczność wynosiła więc sporo poniżej 1000kcal a w końcowej fazie sięgnęła 500kcal. Zbijam pionę z Mary Kate Olsen i dołączam do klubu anorektyczek. Gdy jestem już tak blisko dnia ZERO, nie odczuwam już zmęczenia całym procesem, a raczej ekscytację, że udało mi się dojść tak daleko. Utrzymanie rygoru dietetycznego przychodzi bez problemu. Ha! Dokładam nawet saunę i dodatkowe cardio, teraz to głowa ciągnie ciało.
Dzień ZERO -Sesja
W ostatni wieczór przed końcem wyzwania waga pokazuje 81,2kg. Po zabawach z odwadnianiem, skóra jest zdecydowanie cieńsza. Robię ostatnie zdjęcie porównawcze. Różnica prawie 10 kilogramów jest na nich mniej widoczna niż na żywo, ale tylko temu miały służyć – porównaniu. W sobotę zakładam spodenki a właściwie to w nie wskakuję bez rozpinania guzika. Rozmiar 33, który wcześniej był za mały, teraz musiałbym zamienić na 31 a i to nie wiem czy by starczyło. Czuję, że jednak zrobiłem gdzieś błąd i nie doładowałem się węglowodanami tak jak powinienem. Czuję się płaski i miękki, żyły wychodzą na klatce i barkach, ale nie czuję się pękaty. No nic, kończę pić butelkę słodzonej Pepsi i bierzemy się za foty a zaraz potem lecę na pizzę. To był dobry dzień!